Gdyby spojrzeć na świat z perspektywy lingwisty – szybko okazałoby się, że żyjemy w globalnej wiosce zbudowanej na kształt biblijnej Wieży Babel. Błyskawiczny przepływ informacji i regulacje prawne pozwalające na coraz mniej problematyczne przekraczanie granic sprawiają, że tradycje i kultury mieszają się ze sobą i wzajemnie uzupełniają. Podobnie jest też z językami, które – na ulicach Londynu czy Nowego Jorku – usłyszeć możemy w setkach odmian i tysiącach dialektów. Niestety, ten specyficzny i świadczący o naszej otwartości miszmasz nie wpływa znacząco na pracodawców umieszczających w polskich agencjach czy na rodzimych stronach ogłoszeniowych oferty dotyczące naboru etatowców. Tak się niestety składa, że wśród licznych wymagań – a więc obok odpowiedniego wykształcenia czy doświadczenia – naczelne miejsce zajmuje tu prawie zawsze znajomość języka. I to nie byle jakiego, ale konkretnego: w Holandii niderlandzkiego, w Wielkiej Brytanii – angielskiego, a za naszą zachodnią granicą – niemieckiego.
Wychodzi więc na to, że Polacy posługujący się jedynie językiem rodzimym pozbawieni są szans na znalezienie ciekawego zatrudnienia poza granicami kraju. A dokładniej – wskazuje na to teoria, bo praktyka wygląda w tym kontekście zdecydowanie bardziej obiecująco. Po prostu, praca za granicą bez znajomości języka jest możliwa, ale…
Bariera językowa a kariera zawodowa
Wertując ogłoszenia internetowe czy zapoznając się z ofertami prezentowanymi przez agencje pośredniczące szybko można dojść do wniosku, że to nie język urzędowy danego kraju, a język angielski jest najczęściej i najmocniej preferowany przez zagranicznych pracodawców. Mimo że mowa Szekspira jest językiem ojczystym dla „zaledwie” 340 milionów mieszkańców globu, to w praktyce – mniej lub bardziej biegle – posługuje się nią aż 1750 milionów ludzi na całym świecie. W tych statystykach przodują przede wszystkim mieszkańcy państw Europy Zachodniej, a więc najczęstsi oferenci proponujący Polakom atrakcyjną pracę za granicą.
Ta optymistyczna wiadomość powinna wielu rodakom myślącym o rozpoczęciu kariery w Niemczech, Holandii czy Norwegii poprawić humor. Zwłaszcza, że pracodawcy zagraniczni rzadko kiedy wymagają od przyszłych etatowców wybitnie biegłej znajomości angielskiego, najczęściej kładąc nacisk na umiejętność komunikacji i na znajomość branżowego słownictwa, charakterystycznego dla danej grupy zawodowej i konkretnej profesji.
Oczywiście, wymagania te rosną proporcjonalnie do rangi proponowanego stanowiska, do „prestiżu” oferty i… wysokości zarobków. Tym samy, o ile pracownikowi fizycznemu szukającemu sezonowego zatrudnienia na holenderskiej plantacji tulipanów wystarczy zapewne elementarna znajomość podstawowych, angielskich lub niderlandzkich zwrotów, to inżynierowi starającemu się o etat w zajmującym się odwiertami przedsiębiorstwie w Norwegii wypada posługiwać się mową Szekspira w stopniu zaawansowanym i prezentować biegłą znajomość branżowych zwrotów i tematycznych określeń.
Znajomość języka = lepsza praca + większe zarobki
Fachowcy specjalizujący się w bardzo ścisłych (dosłownie i w przenośni) branżach i planujący zarobkową emigrację powinni więc być świadomi tego, że bez naprawdę dobrej znajomości języka angielskiego (względnie – języka odpowiedniego dla kraju emigracji) – ich szanse na znalezienie dobrze płatnej pracy w zawodzie są po prostu znikome. Komunikacja jest przecież podstawą każdej, owocnej współpracy – a na nawiązaniu takowej najmocniej zależy zagranicznym pracodawcom. Jeśli wykwalifikowany, ale posługujący się jedynie językiem polskim kontroler jakość będzie aplikował do szwedzkiej czy holenderskiej korporacji – jego CV zostanie najpewniej z miejsca odrzucone. Tak samo stanie się z lekarzem, który operuje językiem angielskim jedynie na elementarnym poziomie, a który będzie starał się o pracę w londyńskiej klinice. Taki specjalista – choć zapewne doskonale wykształcony i posiadający wysokie kwalifikacje – nie będzie w stanie przekazać miejscowym pacjentom diagnozy czy zapisać zaleceń leczenia.
W zdecydowanie lepszym położeniu są osoby, które interesuje praca za granicą w wymiarze fizycznym lub etat tymczasowy. Niestety, pracownik pozbawiony zdolności lingwistycznych a celujący w holenderskie czy niemieckie oferty musi liczyć się ze zdecydowanie większymi trudnościami w znalezieniu odpowiedniego zatrudnienia i z o wiele mniej przyjemnymi, proponowanymi mu stawkami wynagrodzenia. Taką pesymistyczną wizję odwrócić mogą jednak bardzo dobre kwalifikacje, które zagraniczni pracodawcy często cenią mocniej niż językowe talenty.
Osoby niewykwalifikowane lub reprezentujące popularne, powszechne branże – także bez znajomości języka – znajdą pracę w takich zawodach jak elektryk, hydraulik czy spawacz. Tyle tylko, że będzie to najprawdopodobniej praca sezonowa, w zastępstwie, skoncentrowana na wykonywaniu najprostszych czynności (a więc słabo opłacalna) lub na realizacji konkretnego, pojedynczego zlecenia. Najbardziej dobitnym dowodem na taki stan rzeczy są liczne, publikowane na popularnych portalach ogłoszeniowych anonse, w ramach których zagraniczni pracodawcy szukający etatowców sezonowych jasno przedstawiają, że znajomość języka jest według nich zdecydowanie mniej ważnym (od pracowitości czy umiejętności wykonywania pewnych zadań) atutem.
Polacy niewładający jeżykami obcymi mogą się także starać o pracę w branżach, które z jednej strony są społecznie potrzebne, a z drugiej – wśród rodowitych Holendrów, Niemców czy Norwegów uchodzą za mało atrakcyjne, niezbyt rozwojowe i nieopłacalne. Odzywają się tutaj zasady rynku, w którym podaż napędza popyt Oferty te dotyczą zwykle ciężkich, nierzadko niewdzięcznych prac fizycznych, których wykonanie nie wymaga od etatowca zbytnich kwalifikacji, ale dużej sprawności, odporności na zmęczenie czy zgody na pracę w niekomfortowych, nieprzyjemnych warunkach. Dlatego zdeterminowani, otwarci i potrafiący naprawdę ciężko pracować Polacy – nawet bez znajomości podstaw języka – bez najmniejszego problemu znajdują zatrudnienie w zagranicznych oczyszczalniach ścieków czy sortowniach ryb.
Większe kwalifikacje to lepsza kariera
Zastanawiając się nad podjęciem zagranicznego zatrudnienia warto pamiętać, że każdy progres w zdobywaniu językowego zaawansowania stanowi stopień do lepszej pracy i bardziej atrakcyjnej płacy. Wbrew pozorom – propozycji holenderskich czy niemieckich etatów nie brakuje. Agencje pośredniczące toną we wnioskach i zapytaniach o polskich kierowców, opiekunki do dzieci czy osób starszych, zagraniczni pracodawcy szukają nad Wisłą spawaczy, barmanów, kelnerów i operatorów wózków widłowych. Największa ilość ogłoszeń dotyczy więc zawodów, które nie opierają się na bardzo wyspecjalizowanym słownictwie, ale do wykonywania których konieczne są choćby podstawy znajomości konkretnego języka.
Jakby tego było mało, wszędobylskie statystyki i prawdy popularyzowane przez doradców zawodowych głoszą, że znajomość chociaż jednego języka obcego zwiększa kilkukrotnie szanse na zdobycie ciekawej i wysoko wynagradzanej pracy. Dowodem na to są przykłady rodzimych, pracujących za granicą etatowców, których kariery – wraz ze wzrostem umiejętności komunikacyjnych – rozwijały się w bardzo szybkim tempie, a sami zainteresowani – z pracowników sezonowych płynnie wchodzili w role wykonawców długoterminowych kontraktów.
Dlatego wbrew temu, że na współczesnym rynku praca za granicą jest też propozycją dla osób niepotrafiących posługiwać się językiem obcym w stopniu wyższym niż podstawowy – nie warto spoczywać na laurach, a trzeba – podnosić swoje lingwistyczne kompetencje.
W tym celu dobrze jest wykorzystać nie tylko liczne, polskie oferty edukacyjne, ale i wyjazdy na tymczasowe, zagraniczne kontrakty. Wielu pracodawców z Holandii czy Norwegii nie tylko nie ma nic przeciwko, ale i preferuje pracowników, którzy wyrażają chęć nauki języka urzędowego. Tym samym, firmy i zakłady składające propozycje polskim etatowcom same organizują dla swoich nowych podwładnych kursy językowe, koncentrujące się nie tylko na nauce podstawowych zwrotów, ale i na branżowej terminologii. Takie szkolenia trwają zwykle kilka tygodni i zakończone są egzaminem, którego zdanie stanowi najczęściej gwarancję otrzymania pracy lub przedłużenia kontraktu.
Podobnie postępują względem zagranicznych pracowników holenderskie, angielskie czy norweskie odpowiedniki polskich urzędów pracy. Kursy takie kosztują zwykle niewiele lub są wręcz bezpłatne. Tak się bowiem składa, że agencje pracy, zagraniczne placówki i takie też firmy doceniają nie tylko kompetentnych zawodowo pracowników, ale i zawodowych imigrantów pragnących rozwijać zakres swoich (także językowych) umiejętności. Jakby tego było mało – urzędy i zagraniczne przedsiębiorstwa potrafią w bardzo opłacalny dla pracownika sposób docenić jego pęd do nauki i chęć do zdobywania kolejnych kwalifikacji.
Dlatego wszyscy Polacy, którzy nie znają języków obcych, a których żywo interesuje praca za granicą powinni mocno zebrać się w sobie i postawić pierwszy krok na drodze ku błyskotliwej, holenderskiej czy niemieckiej karierze. Dobrym pomysłem będzie tutaj praca sezonowa lub kontrakt na wykonywanie zleceń niewymagających lingwistycznej biegłości. Przebywanie w danym kraju jest przecież najbardziej motywującą, naturalną i przynosząca najszybsze efekty metodą językowej edukacji połączonej z poznawaniem lokalnych tradycji czy kultury.