Kiedy nie ma chleba, obywatele domagają się igrzysk! Dowodem na ciągłą słuszność tej antycznej tezy są rodzime Urzędy Pracy – jedne z najmocniej znienawidzonych, a przez to najchętniej wyszydzanych instytucji państwowych. To o nich powstają dowcipy, a o pracujących tam doradcach krążą niewybredne legendy. Kopalnią takich gagów i żartów jest oczywiście internet. Na forach czy w ramach tematycznych serwisów zdesperowani bezrobotni przerzucają się historyjkami o tym, jak etat obsługującej międzynarodowych klientów asystentki proponuje się w pierwszej kolejności nie absolwentkom lingwistyki stosowanej, a niewykwalifikowanym, byłym więźniom, a oferty w zakładach pracy chronionej kierowane są w stronę osób, dla których orzeczenie o niepełnosprawności nie jest dokumentem traktującym o faktycznych problemach zdrowotnych, a przepustką do uzyskania intratnej renty…
Kwintesencją dowcipów o niedostosowanych do realiów PUP-ach jest popularnych mem: obiegowe zdjęcie ukazujące podzieloną na dwie części tablicę z ofertami pracy. Jedna strefa, polska, wieje pustką. Część dotycząca zagranicznych etatów jest natomiast zapełniona rozmaitymi propozycjami. A dokładniej – propozycjami, z których niewiele osób skorzysta. Ot, urzędowe igrzyska…
Zagraniczny etat z polskiej ściany
Niemieccy, angielscy czy norwescy pracodawcy bardzo często szukają za pośrednictwem rodzimych instytucji państwowych polskich etatowców. Tyle tylko, że zagraniczne firmy stawiają bardzo silnie określone wymogi. Przyszły pracownik holenderskiej budowy powinien mieć specjalistyczne uprawnienia, zaliczone stosowne kursy i znajomość języka zamkniętą w małym palcu. Podobnie jest z etatowcami poszukiwanymi do norweskich stoczni, angielskich magazynów czy niemieckich warsztatów. Tutaj – w odpowiedniej kolejności – liczą się kwalifikacje, znajomość języka i atrakcyjna dla pracodawcy praktyka w zawodzie.
Finalnie, na zagraniczny, podpisywany za pośrednictwem polskiego urzędu kontrakt liczyć mogą przede wszystkim wyspecjalizowani, biegli językowo pracownicy działający w najbardziej pożądanych branżach – w szeroko rozumianej budowlance, w przemyśle stoczniowym czy przemyśle samochodowym. Na ciekawe, zagraniczne, a ogłaszane na urzędowych „ścianach” wakaty mogą mieć też nadzieję absolwenci kierunków technicznych i specjaliści z branży IT. Tyle tylko, że – zwłaszcza w tym ostatnim wypadku – proponowane zatrudnienie często przyjmuję postać zagranicznego, opłacanego na średnim poziomie stażu. W przypadkach pozostałych – chodzi o terminowe, tak samo średnio intratne kontakty, na które naprawdę dobrym i wykwalifikowanym fachowcom po prostu nie opłaca się wyjeżdżać. Dlaczego? Bo doświadczony elektryk czy nawet początkujący, ale specjalizujący się w ścisłej dziedzinie programista znajdzie pracę na podobnych (lub lepszych!) finansowo warunkach w kraju. A jeśli zdecyduje się na zawodową emigrację – bez problemu i na własną rękę podpisze stały kontrakt oraz otrzyma zatrudnienie bardziej opłacalne niż staż.
Z drugiej strony, przygotowywane przez rodzime urzędy pracy i kierowane w stronę polskich bezrobotnych propozycje doszkalające mogą stanowić naprawdę atrakcyjną podstawę do zdobycia zagranicznego zatrudnienia. Owszem, zawodowa aktywacja bezrobotnych w wykonaniu polskich instytucji mija się z celem, ale ukończenie dodatkowego kursu grafiki komputerowej, przejście przez cykl bezpłatnych zajęć językowych czy zdobycie uprawnień operatora wózka widłowego może stanowić preludium do uzyskania odpowiedzi na pytanie jak znaleźć pracę za granicą.
Praca za granicą z agencją
Kolejnym, często eksploatowanym rozwiązaniem wykorzystywanym podczas procesu szukania pracy za granicą są usługi proponowane przez agencje pośredniczące. Aby otrzymać dostęp do agencyjnych ofert należy – po rozmowie z konsultantem – złożyć stosowną aplikację, najczęściej list motywacyjny i CV w formacie europejskim.
Praca za granicą w wykonaniu agencyjnym ma sporo zalet. Równie dużo plusów ma poszukiwanie niemieckiego czy angielskiego zatrudnienia w oparciu o usługi takiego komercyjnego pośrednika. Zatrudnieni w agencjach pracownicy zobligowani są do udzielania potencjalnym etatowcom merytorycznych podpowiedzi dotyczących chociażby sposobu konstruowania curriculum vitae. Agencje równie często organizują też kursy doszkalające, skoncentrowane na przykład na podniesieniu językowych kompetencji swoich polskich klientów. Jakby tego było mało, naprawdę dobre i prestiżowe biura pośrednictwa to prawdziwe kopalnie ciekawych ofert zawodowych i możliwość skorzystania z pomocy oferowanej już za granicą. Agencje bardzo często proponują wyjeżdżającym do Holandii czy Norwegii etatowcom pakiet „opieki na start”: znajdują im mieszkania lub pomagają w wynajęciu pokoju, oferują przydatny konsulting dotyczący kosztów życia czy dojazdu do zakładu pracy, rozwiewają pojawiające się na początku takiego kontraktu wątpliwości i pomagają w nierzadko trudnej asymilacji w nowym środowisku.
Niestety, współpraca z agencjami pośredniczącymi ma także kilka wad. Przede wszystkim, za usługi takich komercyjnych jednostek należy zapłacić (zwykle w formie procentu odliczanego od zarobków). Dodatkowo – w czasach, gdy praca za granicą jest nie tylko możliwością uzyskania ciekawego zatrudnienia, ale i szansą na rozwinięcie biznesu usługowego – na rynku agencyjny stale pojawiają się nierzetelne i niegodne zaufania jednostki, z którymi nawiązanie kooperacji nie tylko nie przyniesie żadnych korzyści, ale i wygeneruje sporo kosztów dodatkowych.
Dlatego, jeśli interesuje nas praca za granicą i jeśli planujemy przyszły kontrakt podpisać za pośrednictwem agencji – należy w pierwszej kolejności sprawdzić prawny status takiej jednostki i wyszukać realne, zamieszczane na przykład na tematycznych forach internetowych opinie dotyczące jakości proponowanych przez nią usług. Po otrzymaniu konkretnej, agencyjnej właśnie oferty – należy dokładnie zapoznać się z jej treścią i wstrzymać z szybkim podpisaniem wiążących dokumentów. Dobrą praktyką jest w tym wypadku konsultacja prawnicza i uwiarygadniający telefon do potencjalnego, zagranicznego pracodawcy – wykonany jeszcze z Polski! Ta dbałość o szczegóły i zachowanie ostrożności może wybawić nas z nie lada problemów i oszczędzić wielu, bardzo nieprzyjemnych doświadczeń.
Internetowa giełda zagranicznych etatów
Rozważając zawodowy wyjazd do zagranicznej pracy i zastanawiając się nad podpisaniem agencyjnego kontraktu nie wolno zapominać, że podobne, komercyjne instytucje działają także w Anglii, Niemczech czy Norwegii. W Holandii dla przykładu, aż 48% pracowników zatrudnionych jest przez agencje pracy tymczasowej, które swoje oferty – jak statystyki wskazują – kierują zarówno do miejscowych etatowców, jak i do zawodowych imigrantów. Informacje dotyczące zakresu działania takich firm i warunków nawiązania z nimi współpracy znaleźć można przede wszystkim w nieocenionym internecie, który jest współczesną, bardzo globalną giełdą etatów.
To właśnie na wirtualnych forach, serwisach ogłoszeniowych czy tematycznych portalach swoich szans spróbować powinni wszyscy, zdeterminowani i posiadający konkretne plany, a poszukujący pracy za granicą Polacy. Branżowe strony (informatyczne, budowlane, motoryzacyjne), serwisy z ogłoszeniami i serwisy społecznościowe to kopalnie wolnych etatów i intratnych finansowo propozycji. Pracownicy działający w wolnych zawodach umieszczać mogą w ich ramach przykłady swoich realizacji, a wykwalifikowani i sprawnie posługujący się wybranym językiem obcym monterzy – poszukiwać nowych, ciekawych zleceń.
Podstawą jest tutaj oczywiście znajomość języka, otwartość na nowe trendy i konkretny zakres kompetencji potwierdzonych – dla przykładu – realizacjami projektów czy wiarygodnymi referencjami. Naprawdę zdecydowani pracownicy mogą próbować swoich sił także w bezpośrednim kontakcie z konkretną firmą. Godna podziwu praktyka pokazuje bowiem, że wielu rodzimych programistów, grafików komputerowych czy operatorów wózków widłowych najlepsze etaty zdobyło właśnie po nawiązaniu samodzielnego kontaktu z wyłowioną w sieci firmą, której przedstawiciele albo mało efektywnie szukali nowych pracowników, albo nie zdążyli jeszcze nawiązać współpracy z agencją pośredniczącą, albo… byli pod tak dużym wrażeniem zaangażowania i pomysłowości polskiego specjalisty, że specjalnie dla niego stworzyli nowy etat!
W sieci zagranicznych kontaktów
Planując zawodową emigrację należy przede wszystkim pamiętać, że praca za granicą (tak samo zresztą, jak praca w polskim biurze czy w rodzimej fabryce!) nie znajdzie się sama. Bierność, stagnacja i czekanie na cud nikomu nie zagwarantowało etatu ani nie zaoferowało intratnego kontraktu. Dlatego też – czy to z powodu braku perspektyw, czy z chęci podniesienia standardu życia – rozważając wyjazd za przysłowiowym chlebem należy korzystać ze wszystkich możliwości – nawet tych potencjalnie nierokujących czy wymagających odnowienia dawno zerwanych kontaktów.
Warto więc wymarzonego, intratnego etatu szukać zarówno w rodzimych urzędach, jak i w polskich i zagranicznych agencjach. Należy samodzielnie wertować ogłoszenia i wychodzić z inicjatywą: dzwonić do potencjalnych pracodawców, wysyłać maile do interesujących nas firm i korporacji, sprawdzać aktualne oferty pracy umieszczane na stronach angielskich, norweskich czy holenderskich instytucji państwowych. Dobrze jest też skorzystać z doświadczenia pracujących już za granicą znajomych, których dobre rady i praktyczna pomoc będą stanowić najlepszą formę zawodowego consultingu. Nie bójmy się i nie wstydźmy pracy „po znajomości” – szeroko rozumiana protekcja nie jest polskim wymysłem! Wzajemne polecenia i wykorzystywanie przyjacielskich kontaktów nie jest grzechem, a efektywnym sposobem na zdobycie ciekawego etatu. A przynajmniej – na dotarcie do wiarygodnych ofert i na nawiązanie bezpośredniego kontaktu z dobrym pracodawcą. Bo nawet jeśli otrzymamy propozycję zatrudnienia, nie będzie to gwarancją, że utrzymamy się na stanowisku. O dalszym przebiegu kariery zdecyduje jak zawsze talent, pracowitość, zaangażowanie czy kreatywność. Bo etat sam z siebie się nie utrzyma! Tak samo, jak dobra praca za granicą nie spadnie z nieba i nie znajdzie się cudem bez dobrze zbudowanej sieci kontaktów.